Nie moje...
Rozdział 1
Centrum handlowe było przepełnione studentami, chętnymi do skorzystania z
słońce i delikatna wiosenna bryza, która delikatnie wiała od rzeki.
Każda ławka była zajęta, a nawet szerokie betonowe obrzeża, które…
z frędzlami kwietniki były zatłoczone gadatliwymi nastolatkami, ich
na duchu podniósł się ostateczny odejście zimy i widok
tysiące żonkili, które zwiastowały nadchodzący sezon.
Zegar na Starym Mieście wskazywał jedenastą trzydzieści i Suzanne podniosła wzrok
niecierpliwie przepychała się przez tłum. Yvonne powiedziała…
jedenasta piętnaście. Gdzie ona była? Suzanne odwróciła się nerwowo i zderzyła się
w wysokiego blondyna, który uśmiechnął się do niej bezczelnie. „Co?
ten pośpiech? - powiedział leniwym przeciąganiem, jego oczy szybko ją przeskanowały
figura z aprobatą.
– Przepraszam – mruknęła, cofając się, a potem znowu mówiąc. Jej uszy
spłonął, gdy usłyszała cichy gwizd uznania, zanim stał się
zagubiony w tłumie. Uśmiechnęła się do siebie; był raczej miły-
patrząc. Ale nie tak przystojny jak Sam. Nikt nie był tak przystojny jak Sam. Oh,
dlaczego nie mogła pojechać z nim do Europy? Prawie podprogowo ona
usłyszała głos matki: „Idź do Europy z tym młodym mężczyzną? Suzanne,
musisz być szalony. Co powiedzieliby sąsiedzi? Oczywiście,
jeśli najpierw wyszłaś za mąż..."
Żonaty. kto chciałby wziąć ślub w wieku dziewiętnastu lat? Może jakieś dzieci?
robili, ale zwykle dlatego, że musieli. A Suzanne zdecydowała, kiedy…
miała piętnaście lat, że będzie czekać, przynajmniej do czasu, aż wyjdzie
z uczelni. Oczywiście po spotkaniu z Samem była bardzo kuszona.
Sam był bardzo wytrwałym zalotnikiem; to zabrało jej całą siłę woli, nie
poddać się mu nie tylko jego propozycji, ale także jego propozycjom, jako
dobrze.
Poczuła mrowienie w lędźwiach na wspomnienie jego silnej twarzy powyżej
jej, jego dłonie delikatnie pieszczą jej ciało, a sugestywne wybrzuszenie w
jego spodnie. To wybrzuszenie. Och, ile razy nie chciała dosięgnąć
na zewnątrz i poczuj to tak, jak jego palce wyczuwałyby jej piersi. Ale każdy
czas, głos matki dzwonił jej w uszach, a jej narastające pragnienia
nagle zwróciłby się do poczucia winy i samooskarżania się, a Sam by:
znowu wracaj do domu, sfrustrowany i rozczarowany. Nic dziwnego, że poszedł do
Europa; prawdopodobnie sypiał z każdą dostępną dziewczyną, którą spotkał. Na
przynajmniej tak powiedziała jej Yvonne. Yvonne... gdzie ona była?
Suzanne ponownie spojrzała na zegar. Jedenasta czterdzieści. Nienawidziła ludzi
którzy nie byli punktualni, a Yvonne powinna wiedzieć lepiej.
"Tu jesteś, kochanie!"
Gardłowe powitanie przebiło się przez hałaśliwy zgiełk i Suzanne
odwrócił się z uśmiechem ulgi.
– Yvonne, gdzie byłaś?
Kanciasta twarz uśmiechnęła się do niej. – Właśnie tutaj. Od jedenastej piętnaście
chyba byłem zbyt zajęty sprawdzaniem nowego talentu. Chryste, myślę
te dzieciaki stają się coraz bardziej seksowne z każdym semestrem”.
Zbyt duże i przesadnie umalowane oczy Yvonne podążały za dwoma młodymi mężczyznami, gdy…
przeszli obok. Zagwizdała cicho.
– Widziałeś na tym koszyk?
Suzanne złapała ją za ramię i zaczęła prowadzić ją przez tłum…
w kierunku Woodward Avenue.
- Yvonne, jesteś za dużo. Nie możesz wymyślić nic innego?
Yvonne roześmiała się, grzmiącym rykiem, który kiedyś był porównywany do…
wybuch holowników na rzece.
„Coś jeszcze, kochanie? Och, przestań, moja mała westalka dziewico. Kiedyś
rozstawisz nogi dla mężczyzny, przekonasz się, że nic więcej nie jest warte
myśląc o."
Suzanne przygryzła wargę i milczała. Chociaż była raczej dumna
jej dziewictwa, musiała przyznać się do wielu chwil, kiedy prawie
oddał go Samowi. Oh, Sam, gdzie do diabła jesteś teraz?
„Uwierz mi, Suzanne, mam nadzieję, że niedługo się zaliczysz. To dobre dla
trawienie, między innymi. Gdzie chcesz zjeść? Verne'a?
Skręcili chodnikiem i przeszli obok budynku Maccabees.
Suzanne milczała, a słowa jej przyjaciółki odbijały się echem w jej mózgu.
Może mimo wszystko by się przeleciała. Nie nie nie. Mały głos podniósł się
znowu, jak zawsze; zachowaj to dla Sama. On jest jedyny. On kocha
ty. A ty go kochasz. Niech jego szyb będzie pierwszym, który się przebije
do twojej pulsującej jaskini. Och, Sam ... Sam ...
Zamrugała oczami, kiedy wyszli z oświetlonego słońcem chodnika i weszli do…
zaciemnione wnętrze baru. Yvonne podeszła do stolika narożnego
i opadł na krzesło. Suzanne usiadła naprzeciwko i uśmiechnęła się.
– Miło cię widzieć – powiedziała szczerze, patrząc na nią przez stół
przyjaciółka, znów myśląc, że rzeczywiście miała szczęście mieć starszego
kobietę, która poprowadzi ją przez pierwsze gorączkowe tygodnie zajęć w Wayne.
Nie żeby była bezradna; ale po ukończeniu liceum
klasa zaledwie sześćdziesięciu dwóch, czuła się bardziej niż przytłoczona rozmiarem
ciało studenckie. Przypomniała sobie, że usłyszała, że całkowita rejestracja w
Wayne State miało ponad dwadzieścia pięć tysięcy. Nigdy więcej osobistych akcentów
od nauczyciela; byłaby tylko małym, nieistotnym trybikiem w
maszyna edukacyjna,
"Co masz?"
Szczupła dziewczyna o bladej twarzy podeszła do stołu z ołówkiem i notesem
Gotowy. Yvonne podniosła wzrok i mimowolnie wypuściła dym w twarz.
– Mam hamburgera, kochanie – powiedziała. - Okej, Suzanne?
Suzanne skinęła głową. – Tak, proszę. I dużą colę.
„Wezmę wódkę i siedem”, powiedziała Yvonne, „Potrzebuję czegoś małego
tego ranka. Ostatniej nocy prawie mnie zmęczyło.
Mocno ścisnęła papierosa i Suzanne zauważyła drobne zmarszczki…
wokół jej ust, dopasowując się do tych w kącikach oczu. Suzanne miała
nigdy nie pytała Yvonne o jej wiek, ale podejrzewała, że około trzydziestki.
Yvonne chodziła do Wayne'a od ponad sześciu lat. Ona żartobliwie
określała się jako studentka zawodowa.
- Więc jesteś podekscytowany?
Suzanne skinęła głową.
„Oczywiście, że tak. Nie mogłem się doczekać tego od lat. Of
oczywiście matka nie jest zbyt zadowolona z tego, że dostałem mieszkanie.
Gardłowy śmiech Yvonne odbił się echem po barze. „Oczywiście, że nie
być. Boi się, że zaczniesz wciągać każdego mężczyznę dalej
kampus. Ale potem... - Oczy Yvonne zabłysły. - Chyba niewiele
Szansa na to, o ile nosisz pochodnię dla Sama, co?
Suzanne skinęła głową. "Nie ma mowy."
„Cóż, zawsze możesz przyjść i spędzić ze mną te samotne wieczory
i Carole.
„Dzięki, ale planuję dużo się uczyć. Zamierzam też zacząć
mały projekt własny, badający biedne rodziny w
sąsiedztwo. To jeden z powodów, dla których przeprowadzam się do twojego budynku.
Jest wystarczająco blisko tej sekcji w West Forest. naprawdę chcę
dowiedz się, jak żyją ci ludzie i jakie są ich problemy”.
Yvonne pociągnęła nosem. „Po prostu uważaj. Możesz być w stanie zejść
ulice w Grosse Pointe w nocy bez gwałtu, ale nie w
tej okolicy. Więc po prostu bądź ostrożny”.
"Będę."
- I... - zachichotała Yvonne. „Jeśli znajdziesz się w sytuacji, która wygląda jak
kłopoty, pamiętaj, aby iść w pachwinę. Szybki kopniak w kulki
zatrzymać prawie każdego”.
— Zapamiętam — powiedziała Suzanne, lekko się rumieniąc. Odchyliła się do tyłu, gdy
kelnerka przyniosła ich drinki. Yvonne podniosła kieliszek.
„Cóż, oto do tego”, powiedziała, „I niech będzie gorący, napalony i przystojny,
kimkolwiek on jest."
- Yvonne, jesteś za dużo - powiedziała Suzanne.
„Nigdy”, padła dosadna odpowiedź, „I weź to ode mnie, moja dziewczyno, raz
miałeś dobrego twardego kutasa w swojej niewinnej małej cipce, będziesz wiedział
o co chodzi w życiu”.
- Yvonne, nie mów tak - powiedziała Suzanne, jej twarz zrobiła się szkarłatna.
"To nie jest fajne."
– Brzmisz jak twoja matka – powiedziała cynicznie Yvonne. „Nic dziwnego, że jesteś
Jedynak. Pewnie wpuściła twojego staruszka raz, i to było
że. Nie popełniaj tego samego błędu. Nie ma to jak dobre pieprzenie
by utrzymać dziewczynę w formie”.
Kelnerka wróciła z jedzeniem, a Suzanne odetchnęła…
ulga. Bardzo lubiła Yvonne, ale jej nieustanne zaabsorbowanie
z seksem Suzanne czuła się nieswojo. Wiedziała, co powiedziała Yvonne…
prawdopodobnie to prawda, ale to był jeden obszar prawdy, którego jeszcze się nie nauczyła
twarz bez wstydu. Jej umysł wrócił do ostatniej nocy, kiedy…
spędził z Samem, zanim poleciał do Europy. Uczestniczyli w tańcu
w Detroit Yacht Club, a potem Sam pojechał w ustronne miejsce
na Belle Isle i siedzieli, obserwując światła statków na
rzeki i odległej panoramy Windsoru, a Suzanne miała ochotę płakać…
jej oczy wytrzeszczone na myśl o byciu bez Sama przez trzy miesiące. On
otoczył ją ramionami, a ich pocałunki były głębokie i długie.
Poczuła, jak jej lędźwie poruszają się z pożądania, a palce Sama pieszczą się
jej piersi nie złagodziły jej narastających namiętności.
W końcu Sam wziął ją za rękę i delikatnie położył na swoim kroczu.
Zanim go szarpnęła, była świadoma ciężkiego, pulsującego
wybrzuszać się tam. „Proszę, proszę”, błagał ją, ale ona się odwróciła…
z dala, jej twarz płonęła gniewem, nie na niego, ale na siebie i ją
niezdolność do robienia tego, czego naprawdę chciała; ale głęboko w jej umyśle, ona
głos matki wciąż rozlegał się rozkazująco. „Ja trochę odejdę
czas”, Sam powiedział, „Daj mi coś do zapamiętania”. Potrząsnęła głową
i odwrócił wzrok. Była świadoma, że Sam się porusza, i usłyszała…
szelest tkaniny. Kiedy się odwróciła, zobaczyła w przyćmionym świetle,
biały zarys jego kutasa wystający z jego rozporka. Jego ręka była
wokół niego i delikatnie masował go w górę iw dół.
"Sam!" Jej głos był zabarwiony przerażeniem.
„Zrelaksuj się”, powiedział, „to cię nie ugryzie”. I wziął ją za rękę
znowu i tym razem jej palce poczuły nagie ciało jego penisa,
jędrna, gruba i długa.
Niemal jednym ruchem odsunęła się, otworzyła drzwi samochodu i…
potknęła się o trawę, jej sukienka rozdarła się na gałęzi drzewa.
Zatrzymała się na skraju plaży i stała tam, gapiąc się
na drugą stronę rzeki, jej umysł wiruje, jej piersi falują i…
w jej lędźwiach niesamowite uczucie pobudzenia seksualnego, takie jak
nigdy wcześniej nie wiedziała. Chciała wrócić, poczuć jego trzon,
aby zacisnąć wokół niego usta, poczuć, jak wślizguje się w nią. Ona tego chciała,
och, jak ona tego chciała; ale ona stała tam, sama, łzy spływały
jej policzki.
Po chwili usłyszała cichy krok i odwróciła się, by zobaczyć Sam
stojąc za nią. – Przepraszam – powiedział, dotykając jej ramienia – ale ja…
coś z tym zrobić. Nie mogłem tego dłużej znieść”. Coś
powiedział jej, bez jej pytania, co zrobił. I w niej
serce, nie obwiniała go. Czasami masturbowała się w domu.
„Chodź, zabiorę cię do domu” – powiedział, a ona bez słowa pozwoliła…
zostanie odprowadzona z powrotem do samochodu. Pocałowali się na dobranoc, a następny
dzień Sam wyjechał do Europy.
Och, jak bardzo żałowała, że nie poddała się jego pragnieniom tamtej nocy. Gdyby tylko
nie czuła się tak, jak w przypadku seksu. Gdyby tylko mogła być jak
jej inne dziewczyny, które swobodnie przyznały, że sypiają z chłopcami.
Pragnęła aby; Bóg wie, że chciała. Ale musiała jeszcze ścigać
przytłaczające widmo winy i zemsty z jej umysłu,
czując, że gdyby to zrobiła, byłaby winna największego
przestępstwo. „To grzeszne, w jaki sposób postępują niektórzy młodzi ludzie” – jej
matka mówiła tyle razy. „Cieszę się, że Suzanne jest dobrą dziewczyną”. Gdyby
była taką dobrą dziewczyną, dlaczego czuła się tak źle?
* * *
Suzanne podążyła za Yvonne po schodach do poczerniałej, zniszczonej przez czas
kamienica przy ulicy Hancocka. Zaledwie kilka przecznic od kampusu,
budynek byłby najwygodniejszy nie tylko dla szkoły, ale dla niej
planowane badania nad obszarem slumsów na zachodzie, zaludnionym przez białych i
czarne rodziny, które stanowiły ekonomicznie większą część Detroit
poszkodowanej ludności.
Yvonne pchnęła drzwi, a zapach stęchłych zapachów gotowania
powitał ich nozdrza. Niechlujnie wyglądająca kobieta wycierała kafelki
lobby. Podniosła wzrok i uśmiechnęła się.
– Cześć, Yvonne – powiedziała, a potem jej paciorkowate oczy utkwiły w Suzanne.
– To musi być twoja przyjaciółka, Suzanne?
Yvonne przedstawiła ją jako panią Sansome, a Suzanne uścisnęła dłoń,
świadoma wilgoci palców, które otaczały jej własne. Ona
chciała sięgnąć do torebki po chusteczkę higieniczną, aby wytrzeć lepkość,
ale postanowiła poczekać.
– Będziesz wynajmował 8B – kontynuowała pani Sansome. „Jest trzeciego
piętro, tuż nad Yvonne i Carole. To miłe miejsce i ma
ładny widok z balkonu”. Zarechotała głośno, a Yvonne pociągnęła nosem
pogardliwie.
"Pogląd?" warknęła. – Nazywasz Hancocka widokiem?
– Lepsze to niż zaglądać do zaułka – odparła pani Sansome z pewnym…
duch. - Chodź, Suzanne. Pokażę ci.
Wspięli się po schodach, ich kroki odbijały się głuchym echem w…
budynek. Zanim dotarli, pani Sansome ciężko oddychała
trzecie piętro. Jej przygarbione ramiona krzyczały o latach znoju
a jej wychudzone ciało wyglądało, jakby mogło zdmuchnąć. Suzanne zrobiła
notatkę, aby porozmawiać z gospodynią o jej pochodzeniu; oczywiście ona
była jedną z wielu biedniejszych osób, które uzupełniały swoje dochody biorąc
opieka nad mieszkaniami. Tak, to byłby kolejny aspekt jej studiów:
wyzysk biednych przez bogatych potentatów na rynku nieruchomości. Detroit było
notoryczny dla właścicieli slumsów, a chociaż ten budynek nie był dokładnie taki?
slumsy, najwyraźniej przez lata nie dbano o to.
– No to jest – powiedziała pani Sansome. „To nie jest eleganckie, ale jest
czysty."
Weszli do salonu, skąpo umeblowanego wysłużonym
kanapa i krzesła, małe biurko i dwie lampki. Przez korytarz Suzanne
zerknął na kuchnię i łazienkę, a także z jednego końca salonu
była mała wnęka z podwójnym łóżkiem.
– Taki sam jak nasz – powiedziała Yvonne. – Może tylko czystszy.
– Jasne – warknęła pani Sansome. "Twój był czysty, kiedy się wprowadziłeś."
Yvonne prychnęła. – To było pięć lat temu – powiedziała. "Nawet nie ma
został namalowany od tego czasu."
– Nie, i zastanawiam się, czy kiedykolwiek był czyszczony – odparła pani Sansome.
Yvonne uniosła brwi i spojrzała gniewnie. „Kolejny taki crack i
Zgłoszę cię do Zarządu Zdrowia – powiedziała lodowato. Odwróciła się do
Suzanne. "Nie zwracaj na nas uwagi, kochanie. Pani Sansome i ja byliśmy przyjaźni
wrogów od lat. Jest po prostu zazdrosna, bo mam więcej chłopaków
zostać na noc niż ona."
Suzanne weszła do kuchni i rozejrzała się. Pokój był mały,
i piec bardzo stary, ale było w nim ciepło, które
przemówił do niej. Przez sekundę myślała o pięknie swojego ojca
dom w Grosse Pointe, z bogatą ekspozycją urządzeń do zabudowy,
blaty z formica, ręcznie przecierane szafki i nowiutka zmywarka
i wywóz śmieci. Ale to był jego dom. To mieszkanie miało
być jej; Przynajmniej przez chwilę. Odwróciła się do pani Sansome z uśmiechem.
– Wygląda dobrze – powiedziała. „Zaraz zacznę się wprowadzać. Mam
niektóre rzeczy w moim samochodzie na zewnątrz."
Yvonne podeszła do drzwi. „Do zobaczenia później, kochanie. Muszę się przygotować.
Mam randkę. 'Na razie."
Pani Sansome uśmiechnęła się i odwróciła do Suzanne. „Ona jest kartą”, ona
powiedział chrapliwym głosem, ale lubię ją. Och, czynsz jest płatny w
osiągnięcie. Osiemdziesiąt pięć miesięcznie.
Suzanne pogrzebała w torebce i wyjęła książeczkę czekową, wypisała czek
szybko i oddał go.
"Tam."
Pani Sansome wręczyła dwa klucze i zeszła na dół z Suzanne.
W holu zatrzymała się i uśmiechnęła. - Znasz Yvonne od dawna? Ona
zapytał ciekawie.
Suzanne skinęła głową. – Około roku – odpowiedziała. "Spotkaliśmy się towarzysko. Dlaczego?"
Stara kobieta wzruszyła ramionami. „Nic. Po prostu wydajesz się być milszą dziewczyną
niż ona, to wszystko. Nic przeciwko niej, oczywiście, ty
Rozumiesz. Ale mogę powiedzieć, że pochodzisz z miłej rodziny”.
Suzanne uśmiechnęła się. - Dziękuję. Ale myślę, że Yvonne też jest całkiem miła, nawet
jeśli czasami jest trochę szorstka."
Pani Sansome skinęła głową. „Większość tam jest” – powiedziała. "Ale wtedy to zabiera wszystko
typy. Do zobaczenia, Suzanne.
Pomaszerowała korytarzem, jej ciało kołysało się pod ciężarem
wiadro i mop, które niosła. Suzanne patrzyła za nią, marszcząc brwi.
Wały. Co przez to miała na myśli? Nigdy wcześniej nie słyszała tego słowa.
Może odnosiło się do tej części miasta, w której urodziła się Yvonne.
Jak Hamtramack, gdzie mieszkali Polacy.
Wyrzucając tę myśl z głowy, Suzanne wyszła z budynku
i zeszła po schodach do swojego MG zaparkowanego na chodniku. Odblokowała
i zaczęła rozładowywać pudła z rzeczami, które przyniosła. Ona
zajęta układaniem ich na chodniku, kiedy usłyszała głos.
"Cześć. Przeprowadzasz się do sąsiedztwa?"
Odwróciła się i zobaczyła stojącego za nią młodego mężczyznę. Wyglądał bardzo
młoda, może nie więcej niż szesnaście lat, wyobraziła sobie, zszokowana
blond kręcone włosy i ujmujący uśmiech na twarzy. Był ubrany w
niebieskie dżinsy i podarty T-shirt i nie miał butów.
„Tak, jestem” – odpowiedziała.
"Tutaj, pozwól mi pomóc."
Podszedł do przodu i zaczął podnosić jedno z pudeł. Suzanne
zawahał się, po czym się uśmiechnął.
„Dziękuję, to bardzo miłe. Ale to długa droga. Jestem trzeci
piętro."
– W porządku – powiedział młody człowiek. „Jestem przyzwyczajony do schodów. Mieszkamy na
piąte piętro."
– W tym budynku?
On śmiał się. „O nie, nic tak miłego jak to. Jesteśmy daleko na Forest,
druga strona Trzeciej. Hej jak masz na imię? Mój Donald.
– Jestem Suzanne – odpowiedziała.
W milczeniu wspięli się do mieszkania i złożyli swoje ładunki
na podłodze salonu. Donald rozejrzał się, a potem cofnął,
patrząc na Suzanne oczami pełnymi wdzięczności.
– To na pewno jest miłe – powiedział z zazdrością. „Żałuję, że nie mamy miłego miejsca
lubię to."
"Mieszkasz ze swoimi rodzicami?" zapytała Suzanne.
"Uh-huh. Moja mama i mój starszy brat Ted. Powiedz, sprzątam mieszkania
naprawdę tanie. Chcesz, żebym ci tu pomógł?
Suzanne się roześmiała. „Cóż, pozwól mi się nad tym zastanowić, dobrze? Może kiedy dostanę
załatwione, będę miał kilka prac, w których możesz pomóc. Ile pobierasz?
On śmiał się. „Och, niewiele. Może około dolara. Załatwiam też sprawunki,
jak w sklepie. Pobieram tylko pięćdziesiąt centów za pójście do sklepu”.
"Oh." Suzanne zdała sobie sprawę, że będzie potrzebowała mleka, kawy i…
cukier. „Donald, co powiesz na wybranie kilku rzeczy dla mnie teraz, kiedy ja…
zakończyć rozpakowywanie?"
„Ok. Tym razem nie obciążę cię. Coś w rodzaju premii za nowy
klient."
Oboje się roześmiali, a Suzanne wpatrywała się w niego. Był naprawdę taki
pociągający chłopak, ze świeżym, niewinnym rysem na twarzy. I on
wydawała się uprzejma i pełna szacunku, bez cienia szorstkości,
wyobrażałem sobie, że charakteryzowałby chłopca dorastającego w tej okolicy.
Sporządziła listę, dała mu banknot pięciodolarowy, a on pobiegł do…
schody, gwizdy. Suzanne poszła na balkon swojego mieszkania i…
spojrzał w dół na swoją sylwetkę, biegnąc szybko w górę Hancock Street i…
znikanie z pola widzenia. Odwróciła się do środka, nucąc do siebie.
Zaledwie pół godziny w nowym domu, a już poznała kogoś z…
sąsiedztwo, ktoś, o kim wiedziała, że dostarczy cennych informacji
za jej studia społeczne. Tak, na pewno musiałaby się poprawić
zapoznał się z Donaldem i jego rodziną. Mogą być jej pierwszym przypadkiem
historia.
Z westchnieniem opadła na krzesło i rozejrzała się po swoim nowym mieszkaniu.
Czuła, że będzie tu bardzo szczęśliwa. Po raz pierwszy w niej
życia, miałaby miejsce, które byłoby całkowicie jej własne. Za rozłam
po drugie, żałowała, że nie ma tam z nią Sama i napisu na drzwiach
przeczytaj „Pan i Pani”. zamiast po prostu „Suzanne Delacorte”. Zrobiła
notatkę, żeby wieczorem napisać do Sama i powiedzieć mu o swoim ruchu.
Ciąg dalszy nastąpi...